motocykle_logo.jpg (6797 bytes)

MOTOCYKLE.DOMECZEK

Pierwsza Prawdziwa Strona Dla Motocyklistów

motocykle_logo.jpg (6797 bytes)

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ>>>


stat4u

TOP 100 - najlepszych stron motocyklowych

 

Moja motocyklowa historia

Przygodę z motocyklami rozpocząłem jeszcze w szkole podstawowej. Pamiętam jak przez wiele lat marzyłem o motorynce, którą wreszcie po długich negocjach z Rodzicami udało się kupić. Po tym fakcie nie było odwrotu. Pasja jeżdzenia na dwóch kółkach rozwijała się jak choroba. Niezależnie od pogody codziennie z kolegami połykaliśmy kolejne kilometry. Wieczorami uzbrajaliśmy sprzęty w nowe dysze, flitry czy zmodyfikowane tłumiki tak aby podczas kolejnych wycieczek nie jechać w spalinach kolegów. Z czasem nowe, dysze, puste tłumiki, zeszlifowane głowice czy rozwiercone cylindry nie zaspakajały potrzeby prędkości. Zaczął się "osiedlowy wyścig zbrojeń".Rządzili Ci co mieli skutery Simsona. Szybko jednak zaczęły pojawiać się MZ'tki czy dwucylindrowe Jawy. Po jakimś czasie i długich dyskusjach z Ojcem, udało się zrealizować kolejne marzenie - MZ ETZ 150e. Będą szcześliwym posiadaczem srebnej maszyny ;-) nie mając jeszcze prawka sprawdzałem jego możliwości na osiedlowych parkingach czy boiskach. Po zdaniu egzaminu na prawko zauważyłem, że 150 tka na dłuższych odcinkach nie daje mi dużo satysfakcji i postanowiłem kupić MZ 251 :-)

Była to eksportowa wersja. Miała już nowy kwadratowy błotnik, cały czarny silnik i czerwone dodatki.Wizualnie motocykl był super, ale z uwagi na mały incydent w przeszłości, że przy maksymalnych prędkościach traciła stabilność. Niezależnie od tego służyła mi dobrze i nie sprawiała żadnych problemów. Był to pierwszy motocykl, którym wybierałem się na dłuższe przejażdzki. Do tej pory miło go wspominam i muszę przyznać, że jakiś czas temu dla zaspokojenia potrzeb sentymantalnych kupiłem na allegro niebieską (użytkowaną przez policję) MZ'tkę tak by wspomnienia miały bardziej realny wymiar.

Po sprzedaży MZ'tki przez jakiś czas miałem przerwę. Wydawało mi się nawet, że "wirus" przestał się rozwijać i życiowy racjonalizm kompletnie wyleczył mnie z motocyklowej pasji. Studia, praca i inne życiowe sytuacje przez jakiś czas odciągnęły mnie od myślenia o dwóch kółkach. Przełomem było przypadkowe wejście do salonu Yamahy, który znajdował się przy siedzibie MPT. Pierwsza rzeczą jaką tam zauważyłem była śliczna YAMAHA XJ 900 F. Choroba wróciła! Codziennie sprawdzałem czy ktoś jej nie kupił i szukałem sposobu na dodatkowe środki. Na szczęście dostałem propozycję lepszej pracy. Nie myśląc o dodatkowych godzinach w biurze i zredukowaniu czasu prywatnego do minimum zdecydowałem się ją przyjąć. Cel był jden - Yamaha. Po zdobyciu nowej zdolności kredytowej, stałem się szczęśliwym posiadaczem XJ 900 F.

Po przejechaniu pierwszych kilometrów moim pierwszym japończykiem poczułem "moc". Tego samego dnia dnia i po pierwszych testowych jazdach postanowiłem na Wybrzeżu Kościuszkowskim osiągnąć pierwsze 200 km/h. Musze przyznać, że Yamaha w moich rękach dostała mocno w "palnik". Wieczorne przejażdzki z kolegami czy koleżankami chętnymi wrażen powodowały, że z każdym dniem XJ'ta przeżywała kolejne katusze. Pewnego dnia, tuż po pracy spragniony dłużej wycieczki wraz z kumplem postanowiliśy o 20.00 zdobyć Gdańsk! Plan był taki, że jedziemy na noc i wracamy następnego dnia. Na nasze nieszczęście na drodze pojawił się Passat VR6, który za wszelką cenę chciał pokazać wyższość 4 kólek. Yamaha jednak z dwoma osobami na pokładzie dzielnie dawała sobie radę. Muszę przyznać, że gość tanio skóry nie oddał. Ostra jazda przez wiele kilometrów ze wskazówką na czerwonym polu robiła swoje. Nie świadomi, że olej idzie szklankami ganialiśmy się z VR6'tką do momentu aż silnik nagle stracił moc i "zakrzyczał" głuchym stukaniem.... Kilkadziesiąt kilometrów przed Gdańskiem na stacji Rafinerii Gdańskiej postawiliśmy ostateczną diagnozę - padła panewka. Kompletnie zrezygnowani przy max prędkości 60 km/h wracaliśmy o świcie do Warszawy. Planu nie wykonaliśmy. "Ranna Yamaha" dowiozła nas jednak do domu. Mimo awarii nadal mam do niej duży sentyment, w końcu to był mój pierwszy prawdziwy motocykl. Z powodu kredytu nie podjąłem się jednak naprawy. Motocykl sprzedałem ze stratą. Po wyjściu na prostą kolejną maszyną jaką dosiadłem była Honda Transalp.

Transalp'a traktowałem jako motocykl idealny na miasto i weekendowe wypady. Z mojego punktu widzenia jego słabym punktem była maksymalna prędkość i stosunkowo duże zużcie oleju przy ostrej jeździe. Powodem tego pewnie był fakt, że motocykl był mocno sfatygowany. Korespondując z innymi użytkownikami dowiedziałem się, że zdarzają się jednak przypadki dużego żużycia oleju. W starszych modelach zużycie sięgało nawet do 1litra na 1000 km. Mój model niestety okazął się tzw. miną. Wierząc w opowieści poprzedniego właściciela i nie sprawdzając dokładnie stanu technicznegou o mały włos nie narobiłem sobie ponownie finansowych kłopotów. Wyczuwając potencjalne problemy w połowie sezonu postanowiłem się z nim rozstać. Jak się później okazało była to słuszna decyzja ponieważ w motocyklu posypało się wiele rzeczy. Dla zachowania jednak zdrowych układów z nowym właścicielem XL'ki postanowiłem częściowo partycypować w kosztach naprawy.

Jednym z ciekwszych motocykli jakie miałem było KAWASAKI ZX6. Moto nabyłem od Kędziora. Motocykl był w idealnym stanie. Wygodny i jak na tamte czase bardzo szybki. W pewien majowy weekend pokusiłem sie nawet zdobyć Berlin i muszę przyznać, że tym razem plan wykonałem w 100%. Co prawda po drodze było kilka przygód (problemy na granicy, mocne spadki temperatury, deszcz, przeszkody na drodze -rozjechany pies) ale naszczęście wszystko dobrze się skończyło. Kawasaki od momentu zakupu do sprzedaży nie wymagało żadnych nakładaów.

Kolejnym udanym zakupem była Yamaha FJ 1200. Motocykl idealny szczególnie na dłuższe wycieczki. Poza tym FJ'ta jest stosunkowo szybka i bardzo wygodna. Do dzisiaj żałuję, że ją sprzedałem. Facet, który go kupił (kardiochirurg) przez wiele lat cieszył się jego niezawodnością a na pytanie czy może mi ją odsprzedaż śmiał się do słuchawki :-)

W 2003 roku kupiłem Hondę VFR 750. Zanim zdecydowałem się go nabyć minęło klka dni od pierwszego oglądania. Niestety właściciel przez cały czas pokazywał go potencjalnym kupcom i jeden z nich zaliczył glębę kasując owiewki. Mimo, że lakiernik się nie przyłożył to ze względu na stan techniczny zdecydowałem się go kupić. Motocykl był sprowadzony z Hamburga. W Polsce miał dwóch właścicieli. Mimo niemałego przebiegu (50 000 km) stan techniczny był idalny. Silnik przyspieszał z samego dołu dając duży komfort podczas wyprzedzania. Od tamtej pory polubiłem widlaki. Generalnie fajne moto ale podobnie jak ZX6 jak i CBR XX była zbyt twarda jak na nasze drogi i wszelkie nierówności czy dziury mocno odczuwałem na kręgosłupie.

W 2005 roku postanowiłem sprawdzić możliwości Hondy CBR 1100 XX. Kupiłem go by zreazliwać marzenie doświadczenia 300 km/h. Niestety wszystko co udało mi się wygenerować to 265 km/h. XX poszedłby więcej ale te nasze drogi i ciągle wyjeżdzające auta nie dały mi szansy przekroczenia magicznych trzech stówek. Niestety długo nim nie pojeżdziłem. Incydent na Toruńskiej dokładnie na wysokości IKEI gdzie przy ponad 250 wyszły mi na środek jezdni dwie sarny potraktowałem jako przestrogę. Po tym incydencie odpuściłem trzy paczki i XX sprzedałem go kolesiowi, który zrobił to za mnie. CBR'ka był jednym z lepszych motocykli. Duża moc, dobra osłona przed wiatrem i w miarę wygodna pozycja dawały wiele satysfakcji z jazdy. Mimo dużej masy muszę przyznać, że XX dobrze dawał sobie rownież radę nawet na zatłoczonych ulicach.

W 2006 roku w ramach szukania czegoś spokojniejszego kupiłem Yamahę XT 600. Motocykl idealny dla tych, którzy kochają zatłoczone ulice. Świetnie sobie radził na naszych dziurawych jezdniach - pod tym kątem idelany! Zaryzykuję stwierdzenie, że lepiej mi się nim jeździło niż Hondą Transalp. Wszelkie dziury czy tramwajowe/kolejowe tory nie stanowiły dla niego żadnego problemu. XT średnio jednak wypada na dłuższych odcinkach (szczególnie gdy większość kilometrów pokonuje się na drogach ekspresowych czy autostradach). Zdaję sobie sprawę, że inni tym modelem wybierają się na długie wycieczki ale przez moję doświadczenia z "plastikami" strasznie mnie męczy jazda po autostradzie z prędkością 120 km/h. Stąd taka opinia. XT moim zdaniem głównie stworzony jest na miasto lub wycieczki po lasach lub kiepskich ale utwardzonych drogach. Przy większej prędkości (pow. 130 km/h) jazda nim była dla mnie uciążliwa. Długie trasy czy ostry teren nie są dla niego wymarzonym środkowiskiem. Mimo to polecam sprzęt dla tych, którzy lubią elastyczne silniki i brzmienie jednocylidnrowaca!

Obecnie od ostatniego Moto Targu w Warszawie (a dokładnie od 31.03.2007) jestem właścicielem bardzo oryginalnego jak dla mnie motocykla BMW R 850 R. Na chwilę obecną nie mogę zbyt dużo o nim powiedzieć bo przejechałem dopiero kilkadziesiąt kilometrów ale za jakiś czas podzielę się swoimi wnioskami.

Do zobaczenia na trasie!

POGODA
Chcesz pojezdzic w weekend sprawdz aktualne pogode

KONTAKT E-MAIL
napisz e-mail